Dotyk ma niewiarygodną moc, którą potwierdzono już w dziesiątkach badań dotyczących depresji, gojenia ran, chorób, itd. W odniesieniu do małych dzieci wydaje się wręcz instynktowny – nawet mniej rozwinięte od nas ssaki niemal nieustannie tulą swoje małe w początkowym okresie życia. Człowiek ma pod tym względem jeszcze większe potrzeby.
Pierwsze trzy miesiące po porodzie określane bywają przez psychologów rozwojowych jako czwarty trymestr. Choć bowiem dla maluszka wyjście na świat jest szokiem, nie uświadamia sobie on jeszcze w pełni jego konsekwencji – otoczenie wciąż wydaje się dalekie i zamglone, a mama jest nieodłącznym elementem jego bytu. Zakodowana w naturze ludzkiej potrzeba bezpieczeństwa staje się obok głodu dominującą. A, jak mówi nam słynna piramida potrzeb Maslowa, nie da się skupić na innych aspektach życia, gdy te najważniejsze nie są zaspokojone.
Tulenie w ramionach dostarcza tymczasem ciepła, kojącego zapachu, fenomenalnego wprost uczucia bycia dotykanym – w efekcie niemowlę zaczyna czuć się dobrze, wręcz błogo, co wpływa pozytywnie na wszelkie strefy zdrowia i rozwoju.
Z badania przeprowadzonego w Dziecięcym Szpitalu w Ohio, w Stanach Zjednoczonych, wynika, że dzieci urodzone przedwcześnie reagują na dotyk znacznie mniej intensywnie niż maluszki urodzone w terminie. Noworodki poddawano analizom aktywności mózgowej w relacji na kontakt z opiekunem i okazało się, że niewykształcony w pełni organizm ma większe problemy z odczuwaniem kojącej mocy tulenia. Stąd specjaliści przekonują, że wcześniaki należy nosić na rękach i dotykać jeszcze częściej niż inne dzieci, aby dostarczyć im wystarczająco dużo ciepła emocjonalnego.
Uważa się wręcz, że codzienne, powtarzające się tulenie, głaskanie i noszenie na rękach może mieć przełożenie na:
W wielu szpitalach na świecie na Oddziałach Intensywnej Terapii noworodków wdraża się już nawet specjalne programy obejmujące wolontariuszy, którzy spędzają godziny tuląc wcześniaki muszące pozostawać pod opieką specjalistów, z dala od rodziców.
W innym badaniu prowadzonym na dorosłych ludziach okazało się, że ci, którzy byli częściej tuleni jako niemowlęta, mieli w dalszym życiu znacznie mniej problemów mentalnych i emocjonalnych – znacznie niższy był wśród nich odsetek chorób psychicznych.
Psycholodzy tłumaczą, że jest to proste przełożenie warunków, w jakich rozwija się mózg w pierwszych miesiącach życia. Tulenie, kołysanie w ramionach, śpiewanie, całowanie – to wszystko nie tyle gesty fizyczne, co realne bodźce wpływające na budowanie modeli reakcji emocjonalnych; modeli, które zostają potem z nami przez całe życie.
Sam fakt, że matka czy ojciec podchodzą do płaczącego dziecka i biorą je w ramiona, wysyła do umysłu małego człowieczka ważną wiadomość – nie jesteś sam, możesz liczyć na bliskich, jesteś kochany przez rodziców. W dalekiej przyszłości ma to przełożenie na sposób, w jaki nastolatek czy dorosły widzi sam siebie, na jego pewność siebie oraz rolę zajmowaną w relacjach z innymi.
Najbardziej zaskakujące wydają się doniesienia naukowców o możliwości wpływania na genetykę poprzez bliski kontakt. Otóż, maluszki, które są częściej noszone i tulone, mają znacznie większy potencjał pozytywnego rozwoju epigenetycznego, co oznacza, że mogą rozwijać się mimo ograniczeń zapisanych w DNA. Epigenetyka dopuszcza bowiem zmianę ludzkiego DNA pod wpływem doświadczeń życiowych – bliska więź z rodzicami wydaje się mieć taką moc. Dziedziczenie niektórych chorób może być więc minimalizowane miłością!
Uważa się też, że tulenie może stymulować rozwój intelektu i zdolności poznawczych – rozpieszczone niemowlęta lepiej bowiem radzą sobie w testach na inteligencję i postrzeganie w poszczególnych etapach życia.
Wszystkie chwile spędzone we bliskim kontakcie z mamą czy tatą wpływają jednak nie tylko na dobrobyt niemowlaka, ale także rodzinne więzi. Choć wielu z nas w pogoni za karierą czy osobistymi rozrywkami jest skłonnych do lekceważenia tej wczesnej intymności, naukowcy są zgodni, że stanowi ona podwaliny zdrowych relacji między pokoleniami. Przywiązanie, jakie rodzi się w wyniku intensywnego i regularnego dotyku, oddziałuje przy tym i na dorosłych, i na dziecko, stając się bazą dla tak ważnych wartości jak zaufanie, szacunek, empatia.
Psychologowie twierdzą wręcz, że to właśnie od rodziców uczymy się wszystkiego o związkach międzyludzkich, a „rozpieszczone” tuleniem dzieci są później bardziej czułe w dorosłych relacjach z partnerem czy własnymi dziećmi.
Wreszcie, trzeba również podkreślić dobroczynny wpływ, jaki tulenie niemowlęcia ma na zdrowie i samopoczucie matki. Wbrew nowomodnym, quasi-feministycznym zaleceniom o stwarzaniu granic i znajdowaniu czasu na własne przyjemności, zwłaszcza w okresie połogu matka i dziecko powinni bowiem stanowić jedno. Bliski kontakt nie tylko bowiem sprzyja produkcji mleka i ogranicza problemy z laktacją, a także pozwala kobiecie szybciej i mnie boleśnie się zagoić. Hormon oksytocyny wydzielany w trakcie przebywania „skóra w skórę” z maluszkiem usprawnia bowiem procesy regeneracyjne i pomaga naprawić nie tylko fizyczne uszkodzenia po porodzie, ale również przywrócić do równowagi gospodarkę hormonalną. Matki tulące są w ogólnych obserwacjach mniej skłonne do depresji i potrafią lepiej cieszyć się okresem macierzyństwa.
Tagi: budowanie więzi z dzieckiem, przytulanie, rozpieszczanie, wychowanie
Dodaj komentarz