Strona główna » Lifestyle » Lifestyle » Jak być dobrą matką » Gospodarne bo Ślązaczki

Gospodarne bo Ślązaczki

Słyną z zaradności i pracowitości. Strażniczki domowego ogniska. O tym, czy śląskie tradycje mogą przetrwać we Współczesnym świecie, opowiadają ANNA POPEK, ANNA GUZIK i JOANNA ORLEAŃSKA.

Do domu dziennikarki Anny Popek jej bliskim chce się wracać: – To nasz azyl, a ja nie umiem życ ani odpoczywać w chaosie. Gospodarze po ślasku. Tak jak moja mama czy babcia w Bytomiu. Ważne są czystość, rozsądek, klimat, smaczne jedzenie. Aktorka Joanna Orleańska, także  bytomianka z dziada pradziada, twierdzi z mocą: kult pracy i zaradności, jakimi nasiąkła, to kapitał na całe życie. – Rodzina i dom to najwieksze wartości. A skoro najcenniejsze, trzeba o nie dbać, pielęgnować, poświecić im czas, pracę, uwagę. Mnie się chce. – Z wyjątkiem pracowitości jestem zaprzeczeniem schematu śląskiej kobiety, która pucuje dom i tam się najlepiej spełnia – przyznaje aktorka Ania Guzik, która dorastała w Katowicach. – Cała śląska przezorność, gospodarność kumuluje się u mnie przede wszystkim w aktorstwie. Tu jestem pedantyczna i poukładana. Tekst nauczony, przygotowana rola, punktualność na próbie.

Anna Popek: W moim domu nic nie ma prawa się zmarnować. Pamięta z dzieciństwa, że w Bytomiu, mieście kopalń i hut, biała koszula wystarczała na pół dnia. – Czystość była konieczna. A gdy pięć kobiet myło okna, szósta, chcąc nie chcąc, też musiała. Życie we wspólnocie sąsiedzkiej lub rodzinnej kazało postepować tak jak wiekszość. W ogarnianiu domu jest pedantką. Wszystko wyszorowane i umyte. Czyste okna. I podłoga. I pościel pachnąca (wtyka w nia lawendę). W łazience koło lustra stoi swieża róża. Wiosną na balkonie Anna sadzi kwiaty. – Z racji zawodu i częstych wyjazdów zatrudniam czasem panią… Sama jednak lubię zakąsać rękawy i własnoręcznie posadzić kwiaty! Skrobie podłoge na kolanach. A gdy mam jakieś zawirowanie w pracy, lubie wziąć szmatę w ręke i wypucować wszystkie kąty – śmieje się Anna Popek. – Porządkowanie ma przecież głebsze znaczenie. Oczyszcza, relaksuje, można przy nim pomyśleć. Dla mnie wprowadzanie ładu w najbliższe otoczenie jest porządkowaniem własnej głowy. Wierzę też, że trzymanie w domu starych, zepsutych rzeczy to zatrzymywanie złej energii. Wyrzucam to, co zniszczone. Czyszcze też szafy z niepotrzebnych ciuchów, które oddaje potrzebującym. Szkoda wyrzucic coś, co komuś innemu jeszcze posłuży. W Bytomiu było tak, że w piątek – zanim nastoletnia Ania wyszła na imprezę, musiała posprzątać dom, odkurzyć. Dziś w dbanie o dom angażuje córki. – Zostawiam Oliwii i Małgosi kartki, co mają zrobić: podlej kwiaty, umyj wannę, rozładuj/załaduj zmywarkę, rozwieś pranie, wyrzuć śmieci. A na koniec dopisuję: „a potem zróbcie sobie jakąś przyjemność”. Ostatnio starszej przerwałam spotkanie towarzyskie, musiała wrócic do domu i dokończyć obowiązki. Jeśli człowiek potrafi zadbać o fizyczny porządek wokół siebie, będzie umiał poukładać sobie życie: tyle czasu na pracę, tyle na odpoczynek. Anna uśmiecha sie na wspomnienie znajomej Slązaczki. – Potrafiła do 3 nad ranem wycierać kieliszki. Bo musiała posprzątać po przyjęciu jeszcze tego samego dnia. Mnie to się raczej nie zdarzało, ale im jestem starsza, tym bardziej cenie reguły i ład. Tylko pilnuje, żeby nie przesadzic. Czytam książki coachingowe, więc odpuściłam trochę z trzymaniem wszystkiego pod kontrolą. To sprawia, że przestaję na chwilę pasować do schematu kobiety śląskiej, ale zaraz do tego wracam. Ważne, by z tych śląskich korzeni czerpać w pełni świadomie.

U Anny kuchnia musi lśnić, bo to serce domu. – Dbam o kulturę stołu. Świeży lniany obrus, ładna zastawa, serwetniki, koziołki, jasne kolory, małe bukieciki. Teraz kupuję nowe sztućce i lampki do wina. Postanowiłam, że częściej będe urządzac kolację dla znajomych, rodziny. Bo cieszy mnie obecność innych. Lubię o nich zadbać, nakarmić. Dla Ślązaczek zajmowanie się domem to dbanie o bliskich, nie można życ bez wspólnoty. Rodzina jest warunkiem sine qua non udanych świąt, celebrowania ważnych wydarzeń. Tam nie ma pomysłów, że na Boże Narodzenie jedzie się do Tunezji. Sensem jest ugośćic, podzielić się opłatkiem, dobrym jedzeniem, a nie, że „wypocznie się”. Jedzenie domowe jest szalenie ważne, to jednoczy ludzi. My spotykamy się przy stole zawsze przy śniadaniu i obiedzie. Wierzę w proste prawdy, bo one się sprawdzają. Na przykład taka, że relacje w domu, atmosfera zależą od tego, czy gospodyni uwarzy dla rodziny coś smacznego, ciepłego, choćby zwykłą pomidorową.

– Przestrzeganie tradycji jest na Śląsku ważne. Na rodzinne uroczystości, jak komunia czy chrzciny, zawsze podaję śląską roladę z kluskami i modrą kapustą. Na wigilię robię makówki, typowy śląski deser z maku i bakalii. I kutię, danie z Kresów, skąd pochodzą dziadkowie – wylicza Ania i z uśmiechem opowiada o babci wysiedlonej w 1944 r. spod Lwowa, kobiecie wykształconej i zaradnej, która pociągiem z dwójka małych dzieci, krową i pianinem przyjechała do Bytomia, gdzie urodzi się potem Ania. – Jeszcze przed wojną krewna poprosiła ja, by zajeła się przez tydzień jej gospodarstwem i dziećmi. Złośliwa kuzynka chciała babci udowodnić, że sobie nie poradzi. A babcia znalazła kawałek kiełbasy, usmażyła na niej jajecznicę, przetopiła smalec, ogórków nakisiła, zrobiła z mleka ser i śmietanę, nalepiła pierogów, upiekła chleb i ciasto. Po tygodniu krewna wraca pewna, że w domu pustki… „Macie, jedzcie”, rzuciła z satysfakcją babcia i wróciła do siebie. To nasza rodzinna legenda, że nawet z kawałka kiełbasy babcia odrestauruje całe gospodarstwo! Jestem taka sama: szybko potrafię zrobić coś z niczego. Zupa krem, zapiekanka ziemniaczana, pieczona ryba. Zawsze mam jakieś kasze, makarony, do których można szybko zrobić sos. Mam zasadę: proste-smaczne-zdrowe. Ale jak trzeba, przygotuję superpopisowa kolację. Kiedyś gościłam buddystę wegetarianina, jego żonę jedzącą ryby i osoby o bardzo wybrednym podniebieniu. Trzy godziny skupienia w kuchni i dałam rade. Sądze, że mamy więcej zdolności, niż myślimy. Grunt to zabierać się do czegoś z wiarą, że się uda – podkreśla z mocą dziennikarka.

Zwraca uwagę na jakość jedzenia, wyszukuje ekologiczne farmy i sklepy. Kupuje bez snobizmu, oszczędnie. – Nie robię zakupów 2–3 razy droższych, żeby podbudować własne ego. Jeśli w Biedronce jest dobry ser, to dlaczego mam tam nie kupić? Mam też swoje małe, sprawdzone sklepiki, gdzie sprzedają świetne warzywa, świeze mięso. – Szanuję pieniądze. I dodaje, że Ślązacy mają studia ekonomiczne we krwi. – Tam po każdej imprezie goście niesli do domu nylonbojtle, czyli woreczki nylonowe, do których każdy zabierał to, czego nie zjadł. Osobny nylonbojtel na słodkie i na słone. Bo nie może się zmarnować. U mnie też jest ten zwyczaj.

Sprzęty, rzeczy, jakie kupuje, mają uzasadnienie. Dobry ekspres do kawy, mikser, kombajn kuchenny, garnki dobrej marki, tak skonstruowane, że np. nie kapie sos podczas gotowania i nie trzeba potem szorować kuchenki. – Inwestuję w rzeczy, które mają mi służyc na dłużej. Nie wydaję pieniędzy na to, co niepotrzebne, byle tylko stało. Anna konczy historią o Joannie Schaffgotsch z domu Grycik, nazywanej Śląskim Kopciuszkiem. – Była córką sprzątaczki, wychowana przez bajecznie bogatego śląskiego przedsiębiorcę Karola Godule, który przepisał jej cały swój majątek. Pomnożyła go aż siedmiokrotnie! A to dzieki swej zaradności, gospodarności. U niej nie mogło nic się zmarnować. ślązaczka!

Anna Guzik:
Gotuję, kiedy mam czas. Jeśli go nie mam, żywie się tym, co jest pod ręką… Aktorka wspomina industrialne Katowice. Gdy miała 2 latka, rodzice wyprowadzili się z domu dziadków i zamieszkali w bloku. – Choć dużo pracowali, znajdowali dla nas czas. Nigdy niczego nam nie brakowało – zawsze było posprzątane i ugotowane. Mama jako umysł scisły tłumaczyła mi zawiłości matematyki. Dbała o siebie – była ładnie umalowana, ubrana i uczesana. Z dzieciństwa pamiętam huczne imprezy rodzinne. Rozkładało się stół w dużym pokoju i zjeżdżała cała rodzina, ok. 20 osób. Mama nie była jednak typową Ślązaczką domatorką. Od dziecka słyszałam, że warto jest zwiedzać, poznawać nowych ludzi i miejsca, że tego nikt mi nie zabierze. Sprawy materialne nie miały dla niej większego znaczenia: zamiast kupować nową pralkę, lodówkę, zabierała nas na wakacje. Powtarzała, że sprzęty i tak siś kiedyś zepsuja, a wspomnienia pozostaną na zawsze. Kiedy tylko nadarzała się ku temu okazja, pakowaliśmy się i jechaliśmy w plener, zamiast siedzieć w domu.

Ania z dumą mówi o mamie: – Magister inżynier, w połowie lat 80. podjeła ryzyko i założyła własną firmę. Tata nie był do końca przekonany o trafności tej decyzji. Wykonywała zlecenia na zewnętrzne sieci wodociągowe. Dzisiaj kobieta szef nie robi wielkiego wrażenia, ale w tamtych czasach było to  coś naprawdę wyjątkowego. Mama, kiedy wymagała tego sytuacja, potrafiła poprowadzić żuka ze sprzętem. Mężczyznom opadały wtedy szczęki ze zdziwienia! (śmiech) Jako pierwsza na osiedlu miała zachodnie auto. Potrafiła skoordynować pracę z prowadzeniem domu, więc od dziecka miałam przed oczami wspaniały wzorzec śląskiej zaradności. Wzorzec kobiety, która potrafi wszystko. Dzięki takiemu autorytetowi nie miałam w sobie żadnych barier i wątpliwości, że czemuś nie podołam. Że nie dam rady. Mama była przykładem, że z najcięższych życiowych sytuacji można się podnieść, iść dalej i cieszyć się życiem.

Dziadkowie Ani to typowa śląska rodzina. Babcia wychowywała trójkę dzieci i zajmowała się domem, a dziadek najpierw pracował w kopalni, potem był komendantem kopalnianej straży pożarnej i grał w orkiestrze na puzonie. – Jeździliśmy do nich na niedzielne obiady: oczywiście rosół, gumklyjzy, modro kapusta i rolady spożywane w ogrodzie, babcia podająca talerze przez okno – Ania rozmarza się. – To dla mnie sielanka: dom z ogródkiem, drzewo, pod nim stół, przy którym spędza czas cała rodzina.

Dziś aktorka ma przytulne mieszkanie w warszawskim Śródmieściu. Zieleni jest zdecydowanie więcej niż w Katowicach. – Na początku mojego samodzielnego życia miałam ambicję, żeby wszystko wokół mnie było perfekcyjne i dopracowane. Życie zweryfikowało jednak moje plany. Czasem po całym dniu zdjęciowym, próbach czy spektaklu nie mam już na nic siły i marzę tylko o kilkugodzinnym śnie. Mój styl życia zasadniczo różni się od trybu normalnej rodziny: w soboty, niedziele, a czasem nawet w święta, kiedy większość ludzi wypoczywa, ja gram. Wolne dni przypadają raczej w środku tygodnia, o ile w ogóle. Dużo podróżuję, więc często wolny dzień przeznaczam na przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Kiedy jednak chaos w moim życiu i mieszkaniu przekracza dozwoloną normę, zakasuję rękawy i zabieram się do pracy. Sprzątam sama. Odkurzam, myję podłogi, okna, piorę, zmieniam pościel, a w moje życie znowu wkracza harmonia.  Najwyraźniej gen śląskiej czystości wciąż się gdzieś we mnie tli! Uwieńczeniem pracy i dnia jest sen w świeżej, pachnącej pościeli, którą uwielbiam. Gotuję, kiedy mam czas. Jeśli go nie mam, żywię się tym, co jest akurat pod ręką…

Zawsze czułam się Ślązaczką. Urodziłam się i wychowałam na Śląsku, jestem związana z jego kulturą, gwarą i ludźmi. Świat idzie jednak naprzód, więc i my, młodzi Ślązacy, zmieniamy się: nie krochmalimy już pościeli, nie robimy rolad, nie mówimy gwarą na co dzień, ale myślę, że to, co najważniejsze, pozostaje wciąż niezmienne. Wartości, przekazane nam przez rodziców i dziadków: pracowitość, uczciwość, lojalność, pokora i wiara. To one są naszym największym dziedzictwem, które przekażemy dalej.

Joanna Orleańska: Dobrą organizację i zaradność mam we krwi Joanna z mężem Pawłem, aktorem i dziennikarzem, przeprowadzają się średnio co 5 lat. To ona zawsze znajduje mieszkanie. Urządza, biega po sklepach, kupując wyposażenie, zarządza finansami. – Kiedy zdecydowałam, by przenieść nas do Warszawy, przyjechałam pierwsza. Paweł został we Wrocławiu, zarabiał. Znalazłam mieszkanie i ekipę budowlaną. Pięć lat temu urodziłam Tosię. Wtedy nie pracowałam zawodowo. Wychodziłam na godzinę dziennie do teatru, od czasu do czasu był dzień zdjęciowy w „Złotopolskich”. Zajmowałam się więc domem i dzieckiem. To było cenne i sensowne.

Pochodzi z domu wielopokoleniowego o bardzo mocnych więziach. Wszystkie kobiety w jej rodzinie to Ślązaczki z krwi i kości, bytomianki. – Zaradne i silne, co wynikało z tradycji Śląska, choć nie pochodzę z rodziny górniczej. Moja mama jest inżynierem, po politechnice, tata – archeologiem. Mimo to role na Śląsku były tradycyjne: kobieta zajmuje się kuchnią, domem, dziećmi, mąż – męskimi sprawami. Ten model funkcjonuje też w moim domu. Mąż pomaga mi w wielu sprawach, ale gdyby nie pomoc mojej mamy, nie dałabym rady pracować tak intensywnie. Po prostu to my, kobiety, najlepiej potrafimy zarządzać domem. Mężczyzna jest inaczej skonstruowany. Skupi się, ale na jednym zadaniu, kobieta jest wielofunkcyjna. Kiedy pichcę w kuchni, włącza mi się myślenie: aha, obiad nastawiony, zanim się ugotuje, mam jeszcze 30 minut, to rozwieszę pranie i odkurzę albo przesadzę kwiatki i dam kotu jeść. Potem odbiorę dziecko z przedszkola, a wieczorem jeszcze przygotuję się do roli. Potrafię to wszystko skoordynować. Lubię mieć wszystko pod kontrolą. A im więcej pracy, tym lepiej się organizuję. Mam to we krwi.

Babcia Joasi w kamienicy, w której mieszkała, miała z dziadkiem na pierwszym piętrze zakład fryzjerski, znany i ceniony w Bytomiu. – Rano szła do zakładu, potem wpadała do nas, wnuków, i robiła śniadanie, ogarniała dom. Zbiegała, by zdjąć klientce wałki, i znowu na górę, obierała marchew, bo „musicie przed szkoła wypić sok z marchwi, żeby mieć ładna skóra”. My do szkoły, babcia do klientek. Po lekcjach podawała nam obiad, a każdy chciał co innego: to frytki, pierogi, naleśniki. O 15.30 całą rodziną zasiadaliśmy przy stole – opowiada Joanna. – I u mnie wspólne posiłki to świętość. Notorycznie spóźniamy się z córką do przedszkola. Panie narzekają, że Tosia traci część rannych zajęć, ale dla nas ważniejsze jest, by zjadła z rodzicami śniadanie.

Czasem słyszy: masz, Joasiu, chyba syndrom Zosi Samosi. – Bo szybciej, lepiej. Ale patrzę na koleżanki ze Śląska i one mają to samo! Mama i babcia mawiały: kobieta nie może uczynić z siebie osoby, która przejmie wszystkie obowiązki. Choć oczywiście dałybyśmy sobie radę! Można jednak sposobem zaangażować  mężczyznę. „Wiesz, chciałabym zdjąć zasłony do prania, a ta drabina taka wysoka…” – śmieje się aktorka. Mąż Joasi wie, kiedy żona ma nawał zajęć. – Wtedy najwięcej piekę ciast! Latem placki ze swieżymi owocami, tzw. pleśniaki. Robię świetne tiramisu, na różne sposoby. I z żadnych półproduktów! Jeśli potrzebny jest biszkopt, sama go pieke. Szklanka cukru, maki, żółtka i mam w pół godziny biszkopt. Moja córka pomaga mi w pieczeniu. Fantastycznie zagniata ciasto! Wie, że jej zawód jest niepewny. Nie umie jednak marnować czasu, czekając na rolę. – Mnie się chce coś robić. Kiedy nie gram, pracuję w firmie producenckiej swojego męża. Jestem specjalistką od trudnych rozmów. Potrafię szybko znaleźć clou sprawy i przejść do konkretu. Umiem pracę rozdzielić między ludzi. Całej organizacji produkcji nauczyłam sie w biegu. W sytuacjach stresowych nie poddaje się, tylko mówie: do roboty.

Fantastycznie dogaduje się z reżyserami ze Śląska. – Magda Piekorz przychodzi na plan w szpilkach, z zadbanymi paznokciami, fryzurą. Niektórzy myślą sobie: pancia, co ona tu nam bedzie! A potem jest zaskoczenie, jak silną ręką zaprowadza porządek. Kiedy pracowałam z Kazimierzem Kutzem przy teatrze telewizji, na plan przyjechał mój mąż. Kutz patrzy na mnie i mówi do niego: „To sobie wziąłeś kobietę! Całe życie już masz zorganizowane!”. „No jasne, najlepsze żony to Slązaczki!”, przyznał Paweł. Ale świat się zmienia i Ślązaczki o tym wiedzą. – Inne czasy, inne miejsce. Nie biegam obsesyjnie ze ściereczką i nie pucuje non stop całego domu, bo zwyczajnie nie miałabym na to czasu! Stać mnie, by czasem zapłacić za pomoc w sprzątaniu i mieć czas na spacer z córka. W moim zawodzie ciężko utrzymać tradycyjny dom, bo my nie żyjemy tradycyjnie. Gdy mam 15 dni zdjęciowych na planie ciurkiem, wiem, że mąż zadba o Tosie, ale gdy ja nie pracuję, dlaczego mam nie zrobić smacznego obiadu? Jestem szczęśliwa, że mogę się nimi zaopiekować. We Wrocławiu na studiach wynajmowała mieszkanie. Przez rok stworzyła namiastkę swego domu. Były firanki w oknach, kwiatki na parapecie, dywanik, domowe posiłki. – Przywiozłam wszystko: od sokownika, poprzez serwis do kawy, po kanape i dywanik. Kiedy teraz z rodziną wyjeżdżamy na wakacje, zabieramy ze soba wiele sprzętów, bo wszystko może się przydać. Babcia mawiała: lepiej nosić, niż się prosić. Mam taką wewnetrzną potrzebę, by zagospodarować i ocieplić każdą przestrzeń wokół siebie. Na planie ludzie już mnie znają i śmieją się, że pierwsze, co załatwiam, to ekspres do kawy. Dla wszystkich. Raz, że dobrze zaparzona kawa jest smaczniejsza i zdrowsza, dwa – robi sie miło. Bardzo długo nie inwestowała w siebie. Kupić torebkę za 4 tysiące złotych?! Dla niej nie do pomyślenia! – Zawsze wolałam zainwestować w firmę, dom. Jeśli sobie na coś pozwalam, to w granicach rozsądku. Nie pociągają mnie bankiety, idę, jak już naprawdę muszę. Buty, kiecka, makijaż – to pochłania czas i pieniżdze! Nie mam takiej próżności w sobie. Wolę zostać w domu z bliskimi. Codziennie sobie powtarzam: Boże, żeby mi nie odbiło. Na Śląsku rządzi rozsądek. Tam ludzie zadaja sobie pytanie: czy coś jest warte czegoś? Ja już wiem: wartością jest dom: zgrana rodzina, dbanie o domowe ognisko. Nie wyobrażam też sobie, bym chodziła do kasyna, była w szponach jakiegoś nałogu. Bo to zabrałoby mi wolność. Nie ma u mnie myślenia: a może wygram w totolotka. Raczej: muszę na wszystko zapracować. Doceniam tylko to, co zdobyłam ciężką pracą.

TEKST: IDA DAWIDOWICZ anna.dmowska@guj.pl

Twoje korzyści z rejestracji

  • Kody rabatowe na ubranka dla dzieci wysyłane na Twój e-mail
  • SMS ze zniżkami do sklepów z zabawkami
  • Zaproszenia do darmowych szkoleń online z nagrodami
  • Udział w społeczności Mam na forum
  • Darmowy newsletter z poradami dla młodych mam i kobiet w ciąży
  • Bezpłatny e-magazyn Niebieskie Pudełko
  • Podcasty tematyczne, infografiki oraz webinaria do pobrania
  • Bezpłatne poradniki do pobrania w PDF
  • Konkursy z nagrodami
  • Udział w Niebieskim Konkursie
ZAREJESTRUJ SIĘ

Zobacz również

Skomentuj jako pierwszy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Forum

Forum
Advertisement

Pakiety

Będę Mamą Moje pierwsze dni Mam 6 miesięcy Skarb Malucha

Placówki