Rodzice dzieci, które przeżyły chorobę menigokokową, mają w zanadrzu opowieści pełne grozy. Bo niestety, rozwój i postęp infekcji jest błyskawiczny, a lekarze wciąż jeszcze mają problem z prawidłowym postawieniem diagnozy.
Małe dzieci lądują w szpitalach z wysoką gorączką, brakiem przytomności, wysypką czy wymiotami i, niestety, bywają odsyłane do domu z powodu rzekomego zapalenia ucha czy szkarlatyny. Tymczasem każda godzina, która upłynie przed podaniem prawidłowych leków, to jedna szansa mniej na przeżycie. Bo na chorobę meningokokową się umiera, nawet w przeciągu kilku godzin, i w interesie rodziców leży posiadanie wiedzy o szybkim i prawidłowym rozpoznawaniu symptomów.
Tzw. meningokoki to bakterie gram-ujemne zwane też dwoinkami zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych, a fachowo Neisseria meningitidis. Jak większość groźnych bakterii, występują w otoczeniu ludzkim i wielu z nas ma z nimi styczność, ale nie choruje. Najbardziej narażone na rozwinięcie choroby meningokokowej są niestety najmniejsze dzieci – w pierwszym rzędzie maluchy do 2 roku życia, w drugim do 5 roku życia. Co nie znaczy, że nie choruje też młodzież i dorośli – zagrażająca życiu infekcja może dotknąć każdego. U małych dzieci, z racji na przebywanie w żłobkach i przedszkolach, gdzie wspólne zabawki, jedzenie i picie są wylęgarnią bakterii, częstotliwość zachorowań jest znacznie wyższa, a słaby jeszcze organizm ma największe trudności, aby się obronić.
Jeśli meningokokom uda się przedostać przez błony śluzowe organizmu, rozpoczynają zajadły atak na organy wewnętrzne. W rzadkich i szczęśliwych przypadkach zaspokajają się lokalną pożywką i wywołują jedynie miejscowe zapalenie gardła, zatok, ucha środkowego czy płuc. Wówczas mówimy o tzw. chorobie nieinwazyjnej, którą można normalnie w warunkach domowych przeleczyć penicyliną (czasem nawet nie wiedząc, kto jest winnym choroby). Jeśli jednak meningokoki przedostaną się do krwi, niemalże natychmiast wywołują ostre zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych lub/i posocznicę, zwaną również sepsą. Tą postać choroby nazywamy inwazyjną i nieleczona prowadzi ona do śmierci.
Symptomy choroby menigokokowej różnią się w różnych grupach wiekowych i dlatego właśnie wielu lekarzy ma problem z trafną diagnozą – brak charakterystycznego objawu traktowany jest bowiem niesłusznie za powód do wykluczenia infekcji meningokowej. U niemowląt choroba rozpoczyna się zwykle silną kapryśnością i płaczem. Dość szybko pojawia się też podwyższona temperatura, która może dochodzić nawet do 40 stopni C. Maluszek nie chce jeść, jest ospały, a w końcu zaczyna też wymiotować. Ostatnim typowym symptomem jest pojawienie się wysypki w postaci czerwonych lub siniejących wybroczyn. Aby potwierdzić, że chodzi o wysypkę meningkokową należy przyłożyć do skóry szklankę i mocno przycisnąć – jeśli plamki nie bledną to znak, że trzeba natychmiast udać się na pogotowie.
Starsze dzieci przed rozwinięciem wysypki również mają wysoką gorączkę, której paradoksalnie towarzyszą często bardzo zimne rączki. Pociecha może wymiotować, narzekać na bóle brzuszka i złe samopoczucie lub mieć biegunkę oraz bóle stawów. Bardzo charakterystyczny jest również światłowstręt, który nie pojawia się jednak zawsze, oraz problemy z przygięciem brody do klatki piersiowej. Uwaga! Jeśli masz podejrzenie o chorobę menigokokową nie czekaj na pojawienie się wysypki – wtedy może być już zbyt późno na pomoc!
Inwazyjna infekcja wywołana przez Neisseria meningitidis zawsze wymaga hospitalizacji ze względu na szybki rozwój i poważne ryzyko śmierci. Aby definitywnie potwierdzić przyczynę choroby wymagane jest pobranie próbki krwi w przypadku posocznicy lub płynu rdzeniowo-mózgowego w ramach punkcji lędźwiowej. Przezorni lekarze nie czekają zwykle jednak na testy i ich wyniki, ale do razu podają dziecku antybiotyki, aby zatrzymać postęp infekcji. Pierwszym wyborem jest zwykle penicylina lub antybiotyki z grupy cefalosporyn III generacji. Leki podaje się dożylnie pod ciągłą obserwacją, a czasem dodatkowo wymagane jest podanie sterydów. Ponadto bardzo ważne jest utrzymanie prawidłowego reżimu wodnego.
Niestety, diagnoza z hasłem „menigokoki” nigdy nie jest lekka. Śmiertelność jest niezwykle wysoka – aż do 70%, a szanse na przeżycie zależą od szybkości podania leków. I choć medycyna dziś stoi na naprawdę wysokim poziomie, nawet wyleczenie dziecka nie oznacza pełnego powrotu do zdrowia. Powikłania po chorobie menigokokowej obejmują bowiem uszkodzenia kości i stawów, pogorszenie słuchu, trwałe problemy neurologiczne z padaczką włącznie, uszkodzenie nerek, a także martwicę tkanek wymagającą amputacji palców, a nawet całych kończyn. Bywa więc, że nawet po teoretycznym powrocie do zdrowia dziecko wymaga długotrwałej rehabilitacji.
W przypadku małych dzieci nie ma praktycznie możliwości ograniczenia potencjalnych źródeł zakażenia. Nawet maluch spędzający dzieciństwo z mamą w domu prędzej czy później spotka się z rówieśnikami chodzącymi do przedszkola, choćby w piaskownicy. Tym niemniej, posyłanie niemowląt do żłobka na pewno jest czynnikiem zwiększonego ryzyka.
Najpewniejszą ochroną młodego pokolenia na dzień dzisiejszy są szczepienia ochronne należące do grupy zalecanych przez pediatrów. Najnowsze preparaty, tzw. białkowe szczepionki rekombinowane obejmujące trzy dawki chronią przed najbardziej zjadliwym szczepem meningokoków B (MEN B). Ponadto szczepi się również na meningokoki z grupy C (MEN C). Szczepienie można wykonać w każdym wieku, ale z racji na prawdopodobieństwo zachorowania, wskazane jest rozpoczęcie już w 2-3 miesiącu życia dziecka.
Tagi: chorobotwórcze bakterie, choroby, szczepienia
Dodaj komentarz