W ostatnich latach na liście najpopularniejszych imion w Polsce królują wespół tradycyjne imiona o kilkusetletniej tradycji i oryginały przyniesione przez zachodnią modę. Coraz więcej pojawia się Julii, Zofii, Zuzann i Marii, ale nie brakuje też Oliwii, Len czy Amelii. Wśród chłopców rekordy popularności biją Antoni, Jakub i Jan, a za nimi Szymon, Aleksander i Franciszek. Jak widać większość rodziców nie ma problemu z wizją, że ich dziecko będzie jednym z pięciu w klasie.
Moda na nadawanie tradycyjnych imion idzie niejako na przekór europeizacji i globalizacji – coraz większa liczba Polaków z dumą odnosi się swojej przynależności narodowej, co jeszcze przed dwoma dekadami nie było tak powszechne. Chętnie nazywamy też dzieci „po babci” czy dziadku, chcąc wyrazić swój szacunek, bądź… przypodobać się komuś. W skrajniejszych przypadkach nie brakuje imion inspirowanych idolami, które w wersji spolszczonej budzą wciąż sporo kontrowersji.
Badacze zajmujący się teorią rozwoju języka twierdzą, że większość nazw stworzonych przez ludzkość nie jest przypadkowym zbiorem głosek. Za konkretnymi słowami stoją skojarzenia z dźwiękami i innymi słowami, co widać zwłaszcza w bardzo tradycyjnych imionach typu „Bożydar” czy „Świętosław”. Nawet, jeśli imię pozornie wydaje się nam nic nie znaczyć, istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że w zależności od pochodzenia – greckiego, łacińskiego czy hebrajskiego – ma swoje precyzyjne „tłumaczenie”. I tak Anna znaczy łaska, Andrzej odważny, Jan cieszący się bożą łaską, Zofia mądrość.
Naturalnie, tysiące lat mieszania się kultur i upraszczania języka doprowadziły do powstania wersji krótszych – np. Mia z imienia Maria, czy Ema z imienia Emanuela. Dziś mało kto przejmuje się rodowodem danego imienia, tym bardziej jego potencjalnym znaczeniem. Zwłaszcza, że tchórzliwych Andrzejów na pewno na świecie nie brakuje. Częściej więc przykładamy wagę od ogólnego brzmienia imienia i nazwiska. To kryterium ma sporo sensu, bo w większości swego życia edukacyjnego i profesjonalnego istniejemy nie jako Jaś, ale Jan Kowalski. To jak łatwo imię z nazwiskiem wpadają w ucho i zapadają w pamięć może mieć niebagatelne znaczenie dla człowieka.
Każdy z nas prawdopodobnie zna lub słyszał o człowieku, który z powodu swojego nietypowego imienia miał w dzieciństwie „pod górkę”. Dzieci bardzo lubią bowiem wychwytywać odmienność i zmieniać ją w negatyw, szykanując rówieśników. W tym kontekście kłopotliwe są imiona trudne do wymówienia lub wprowadzające w danym języku niezgodność pisowni i wymowy. Poza tym utrudnić życie mogą również imiona łatwo się kojarzące – typu Alfons, Adolf czy Mercedes.
Dawne badania psychologiczne z konsekwentnym uporem wskazywały, że ludzie o ekstrawaganckich imionach częściej cierpią na zaburzenia osobowościowe. Ponoć wśród pacjentów psychiatrycznych zaobserwowano nawet korelację między niezwykłością imienia a skalą natężenia problemów. Imiona oskarżano wręcz o powodowanie psychologicznej neurozy!
Z drugiej strony, bardziej współczesne amerykańskie obserwacje wskazują, że na słynne liście „Who’s Who” obejmującej najbardziej znaczących ludzi świata częściej pojawiają się imiona rzadkie i oryginalne niż te najpospolitsze. Psychologowie mają nawet wytłumaczenie dla tego zjawiska. Otóż dzieci częściej wyszydzane i prześmiewane w dzieciństwie przyzwyczajają się do swojego indywidualizmu i są w stanie wyhodować „pancerz”, który chroni je w przyszłym życiu – różnych jego aspektach. W efekcie trudniej jest zbić ich z pantałyku, utemperować i odwieźć od realizacji zamierzonych celów. A to czasem wszystko, czego potrzeba, aby przebić się z własnymi talentami i pomysłami.
W tej samej linii idzie inne spostrzeżenie naukowe – popularne imiona są znacznie bardziej lubiane w społeczeństwie, ale nie przekładają się w żaden sposób na zwiększenie szansy przyszłego sukcesu. Z kolei istnieją też imiona niosące ze sobą pewną dozę motywacji, która może być zgubna dla dziecka, ale może dodać mu skrzydeł – mowa tu o imionach artystów, sportowców czy naukowców. Mały Albert, o ile będzie intelektualnie utalentowany, na pewno z dużą pasją zabierze się do studiowania.
W ciekawym badaniu przeprowadzonym w latach 2008-2013 w Wielkiej Brytanii analizowano relację imienia i kariery akademickiej. Badacze przeanalizowali ponad 14 tysięcy uczniów przyjętych na renomowany Uniwersytet w Oxfordzie. Liczbę poszczególnych imion skonfrontowano następnie z częstością występowania w ogólnej populacji, tak, aby wykluczyć fakt, że najwięcej studentów nazywa się John, bo też w danej grupie wiekowej jest po prostu najwięcej Johnów. Co się okazało? Imiona żeńskie Eleanor oraz Anna, a także męskie Peter i Simon są w Oxfordzie elitą, mimo że nie występują wcale częściej w danym pokoleniu.
Badacze tłumaczą ten fenomen rodzinną schedą. Otóż w szanowanych rodzinach brytyjskich, gdzie profesorowie są synami profesorów, istnieje tradycja powtarzania określonych familijnych imion. W ten sposób kluczowe staje się nie samo imię, ale rodzice skłonni wybrać takie, a nie inne imię dla dziecka!
Coraz więcej dowodów wskazuje na to, że w dzisiejszym świecie imiona obarczone są pewnym bagażem oczekiwań i stereotypów. W jednym z amerykańskich studiów wykazano na przykład, że jeśli części aplikującym o pracę Afroamerykanom zmienić imię w CV na bardziej „białe”, odzew ze strony pracodawców jest znacznie większy! Z kolei chłopcy amerykańscy, którym nadano imiona mogące być również imionami dziewczęcymi (np. Alex) wykazują w okresie dojrzewania znacznie częściej zaburzenia zachowania.
Na koniec warto jeszcze dodać ciekawostkę. Otóż tak samo ważne jak imię i związana z nim „fama” mogą być inicjały. Obserwacje wskazują, że ludzie, którzy lubią i akceptują swoje inicjały, częściej odnoszą sukces, niż ci, którzy nie mają do swoich inicjałów pozytywnego stosunku!
Tagi: imię dziecka, wybór imienia
Dodaj komentarz