Wszyscy znamy te historie od własnych matek – jak w ciąży szalały za tatarem i kiszonymi ogórkami, a mdlały na widok ryżu. Dziwne, często absurdalne zmiany w upodobaniach smakowych mają swoje fizjologiczne uzasadnienie.
Badania wskazują, że od 60 do 80% ciężarnych doświadcza awersji pokarmowych, zwykle w pierwszym trymestrze. I nie chodzi tu bynajmniej o niechęć czy niesmak do określonego produktu, ale o wstręt tak zasadniczy, że przyprawia o mdłości i wymioty i z psychologicznego punktu widzenia jest nie do pokonania. Co ciekawe, nierzadko chodzi o pokarmy, które kobieta uwielbiała w życiu przed ciążą…
U większości kobiet silna niechęć do danego typu pokarmu jest ściśle związana z typowymi dla pierwszego trymestru mdłościami i wymiotami. Naukowcy uważają, że za oba zjawiska odpowiedzialne są hormony, spośród których największą rolę odgrywa gonadotropina kosmówkowa (hCG). Co jednak ciekawe, podczas gdy mdłości najczęściej ustępują po 12 tygodniu ciąży, awersje do określonych pokarmów nie tylko trwają czasem dalej, ale mają tendencję do zmieniania i pojawiania się nawet do dnia porodu. Poziom hCG tymczasem osiąga szczytową wartość w 11 tygodniu, a potem stopniowo zanika. Wydaje się więc, że za niechęć pokarmową odpowiadają także inne hormony rządzące organizmem kobiety w trakcie ciąży.
Zmiany hormonalne w bezpośredni sposób oddziałują bowiem na receptory smaku i zapachu, które mogą stać się silnie przeczulone i reagować bardzo gwałtownie na każdy, nawet delikatny bodziec. W czasie ciąży produkowane są również większe ilości śliny, w rezultacie czego sporo kobiet odczuwa ciągły metaliczny posmak w ustach.
W tym zakresie nie ma reguł ani ograniczeń – są kobiety, którym w pierwszym trymestrze nie smakuje dosłownie nic i muszą wmuszać w siebie jedzenie w strasznych katuszach. Ze statystycznego punktu widzenia wydaje się jednak, że źródła białka (czerwone mięso, kurczak i jajka) szczególnie często wywołują wstręt w przyszłych mamach. Ma to swoje ewolucyjne wytłumaczenie, bowiem nadmiar protein nie służy zdrowiu płodu.
Wiele ciężarnych ma także problem z surowymi warzywami, zwłaszcza czosnkiem i cebulą, kawą i herbatą oraz pikantnymi daniami. Uzasadniona i często spotykana jest również awersja do alkoholu. Znane są jednak także przypadki, gdy najgorszym wrogiem staje się chleb!
Mechanizm pojawiania się ciągot za określonym typem jedzenia w ciąży ma prawdopodobnie także bezpośredni związek z zawieruchą hormonalną. Bardzo często bowiem awersje i zachcianki idą ramię w ramię, a nienawiść do określonych pokarmów jest równie silna jak miłość do innych. Inna teoria wskazuje również, że za potrzebą konsumowania konkretnych pokarmów leży niedobór określonych składników odżywczych. Dla przykładu tęsknota za mocno posolonymi frytkami może oznaczać niski poziom sodu, podczas gdy obsesja na punkcie jogurtów i lodów wskazuje, że organizmowi matki może brakować wapnia. Na korzyść tej teorii przemawia również fakt, że niektóre ciężarne odczuwają potrzebę ssania czy lizania produktów niejadalnych, typu glina, piasek czy ściana. To, zdaniem ekspertów, wyraźny symptom zapotrzebowania na minerały.
Badania wskazują, że przeważająca część kobiet marzy o słodyczach, a jedna trzecia dała by się zabić za coś słonego. O dziwo, jest również pokaźna grupa pań czujących pociąg do dań pikantnych! Ok. 10% ciężarnych czuje z kolei wyraźną potrzebę konsumowania kwaśnych cytrusów czy zielonych jabłek. Ale zachcianki mogą być również bardzo kuriozalne i w sieci znaleźć można łatwo opowieści kobiet, które w czasie ciąży dogadzały sobie specyficznymi przysmakami. W tej kategorii prym wiedzie lód w kostkach oraz kiszone i marynowane ogórki, które z jakiegoś powodu wydają się nagle manną z nieba. Cenione są również marynowane filety anchois, sok pomidorowy, grejpfruty, tatar, grillowany ser, czekolada czy pokarmy pamiętane z dzieciństwa. Ale na tym nie kończy się gastronomiczny obłęd przyszłych mam – hitem są również nietypowe kombinacje pokarmowe, o których głębszych sensie trudno cokolwiek powiedzieć. Ziemniaki z karmelem, sałata lodowa z cukrem, kiełbasa z dżemem czy pączki z kiszonymi ogórkami to zaledwie kilka obrazowych przykładów…
Problem polega na tym, że z jednej strony ciało się buntuje, z drugiej, lekarze alarmują o konieczności zdrowego, zróżnicowanego odżywiania w czasie ciąży. Każda przyszła mama chciałaby tymczasem jak najlepiej dla swego dziecka, więc dzień powszedni zaczyna przeistaczać się w ciężką walkę z samą sobą.
Czy jest gdzieś złoty środek? Na pewno nie warto podporządkowywać się sztywnym zaleceniom dietetycznym, bo każda kobieta jest inna, ma inne niedobory i potrzeby. Nie ma co też szaleć – kobiety rodziły nawet w okresach głodu i skąpej strawy, a organizm matki prędzej wyniszczy sam siebie niż będzie skąpić płodowi składników odżywczych. Dlatego nic się nie stanie, jeśli nie będziesz jeść pięciu rodzajów warzyw i razowego chleba. Owszem, warto jest próbować różnych rzeczy i znajdować zdrowsze zamienniki za pączki czy batony (bo nadwaga w ciąży zdecydowanie dziecku nie sprzyja), ale wszystko to w granicach akceptowalnych przez ciało.
Tagi: awersja do pokarmów w ciąży, zachcianki
Dodaj komentarz